Już za tydzień w Warszawie widzimy się na kolejnej edycji Folk Fest ;)
W zeszłym roku zabawa była przednia - wszystko wskazuje, że tym razem też się nie zawiodę ;)
Wystąpią: Ensiferum -
fińska gwiazda folk metalu (a zarazem jedna z najpopularniejszych
kapeli tego nurtu). Fanom przedstawiać nie trzeba, nie-fanom polecam
sprawdzić na Spoti lub uraczyć się takim oto klimatycznym teledyskiem ;)
Metsatöll -
sąsiedzi przez “rzekę” z gwiazdą wieczoru. Mocno ciosany, acz nie
pozbawiony folkowych melodii metal wprost z Estonii. Do posłuchania
całkiem świeży teledysk (albo tradycyjnie spotify).
Skyforger -
sąsiedzi tych z góry - tym razem po miedzy - Łotysze grający metal
srogi jak sroga łotewska zima i dobry jak zimniok po wielu dniach głodu.
Ale to nie są halucynacje z niedożywienia - przekonajcie się sami ;)
Świetnego składu dopełnia polski Amon Amarth czyli Valkenrag! Kawał dobrego pogańsko-wikińskiego grania. Mam tylko nadzieję, że tym razem nic mi nie przeszkodzi w usłyszeniu ich na żywo… Dla tych, którzy nie znają - do obadania:
Na sam koniec, żeby nie było zbyt kolorowo w roli supportu zaprezentuje się również dość pretensjonalny krakowski Netherfell… no cóż - nie trzeba być na każdym koncercie, prawda? ;P
P.S.: Valkenrag na Folk Feście promować będzie wydany na dniach debiutancki krążek. Więcej info - TU.
Tydzień temu z hakiem, 12 września, dane mi było wpaść na Summer Dying Loud. Jedno jest pewne - lato umarło z hukiem ;)
Pierwotnie
miałem być na całym drugim dniu, ale wiadomo jak to jest z planami.
Ostatecznie opuściłem 4 pierwsze kapele, a te na które przyjechałem
mógłbym porównać do walki, niekoniecznie bokserskiej ;)
Na samym początku mocny prawy prosty centralnie w zęby, bez możliwości obrony - ToteM.
Dobrze panowie i pani zapierdalali ;) Weronice (bo Wera się niefajnie
odmienia) trzeba przyznać, że ma niezły wygar. A bisowy cover Voodoo People The Prodigy nieźle mnie zaskoczył. Bardzo dobry koncert - polecam.
Dłuższa chwila odpoczynku, kilka lekkich ciosów odpartych gardą - czyli Moskwa i Alastor (będący w zastępstwie za Frontside). Moskwa zaprezentowała
się na SDL od typowo punkowej strony, praktycznie bez żadnych większych
wpływów reggae (nie licząc punkowego coveru “No Woman No Cry“ Boba Marleya) - prosta, skoczna muzyka. Jak dla mnie pozytywnie :) Alastor -
“solidnie” to chyba najlepsze określenie na ich koncert. Tydzień
wcześniej na Summer Fall Festiwal wywarł na mnie pozytywne wrażenie
(głównie przez kontrast z Lipali) ale na SDL niestety troszkę stłamsiła
go konkurencja - z jednej strony świetne wrażenia po ToteMie, z drugiej
oczekiwanie na Vadera i (przede wszystkim) Obscure Sphinx. Czy byli
dobrym zastępstwem dla Frontside? Ciężko stwierdzić (na pewno lepszym
niż luka w rozkładówce) ;)
Następnie Vader - efekciarski lewy sierpowy omijający trzymaną gardę. Muszę przyznać, że pirotechnika (te pościgi, te wybuchy!) na mnie, prostym kmiotku, zrobiły wrażenie ;P Muzycznie wypadło też bardzo dobrze - Vadera słucham raczej sporadycznie więc się zbytnio nie rozeznaje w twórczości… za to Marsz Imperialny ze Star Wars mi się wbił w pamięci - spoko opcja. ;) Jedynym mankamentem, który mi się rzucił bardziej był czasem ginący wokal…
A później Obscure Sphinx czyli przysłowiowy but na maskę, który rozłożył mnie na łopatki i zakończył dwudniowy obrządek zakończenia lata :P Było
mocno. Były tańce-wygibańce Wielebnej. Była taka szczypta tajemniczości
- nie bez powodu zespół swoje występy nazywa rytuałami. Z jednej
strony dobrze, że organizatorzy dali Sfinksów na sam koniec bo właśnie
noc jest najlepszą porą na odbiór ich muzyki… z drugiej jednak nocne nie
sługa i kto chciał na wcześniejszy zdążyć musiał się ewakuować w
trakcie ostatniej piosenki - znakomitej The Presence Of Goddess. Mnie jej dźwięki odprowadziły do samego przystanku ;) Jako,
że z reguły koncerty plenerowe są w pewnym stopniu gorsze (bardziej
problematyczne nagłośnienie, krótsze sety, itp.) niż klubowe, nie mogę
się teraz doczekać kiedy zobaczę OS pod dachem ;)
W
zeszłym roku byłem na SDL po raz pierwszy i muszę przyznać, że impreza
się całkiem nieźle rozwija - widać to choćby po ilości namiotów na polu,
w zeszłym roku można je było policzyć na palcach obu rąk, teraz w sumie
też ale u co najmniej dziesięciu osób ;) Zdecydowanie jest to jeden z
ciekawszych (małych) festiwali metalowych w Polsce. Organizatorzy
mogliby jeszcze tylko troszkę dopracować udźwiękowienie i dostosować
line-up do autobusów nocnych to będzie naprawdę git. Tak czy siak - mam nadzieję, że widzimy się na SDL za roku ;)
W zeszły piątek miałem przyjemność być na drugiej części trasy spod
szyldu Folk Metal Crusade 2015. Tak jak poprzednim razem nie obyło się
bez potknięć…
Po raz kolejny Łódź okazała się pechowa i na koncercie nie pojawił się jeden z zespołów - tym razem padło na Kryvode.
Niestety organizatorzy nie popisali się i z tego tytułu nie pojawiła
się ani żadna informacja na fejsbukowej stronie wydarzenia ani na
bramce. Przybyłem kilkanaście minut po 19, wg. rozpiski byłem już
spóźniony - planowo start miał być o 19… Tymczasem na występy przyszło
mi czekać godzinę, a o tym dlaczego muszę tak długo czekać i kogo
zabrakło dowiedziałem się od wokalistki pierwszego supportu.
A był nim Othalan.
Przy czym warto zaznaczyć, że bardzo dobry support ;) Może fani metali
ciężkich nie byli zbyt zachwyceni bo zespół prezentuje muzykę z większym
naciskiem na folk ale przyjęcie publiki raczej było ciepłe - już w
trakcie drugiego kawałka wystąpiły zalążki pogo ;P Na mnie zrobili
pozytywne wrażenie ;) Prócz tekstów utworów, muzycznie folk wprowadzany był za pomocą fletu, oboju i szałamai. W kwestii ubioru tylko część zespołu wdziała coś bardziej epokowego ;)
Drugim w kolejności był Diaboł Boruta.
Na ich występie młyn pod sceną rozkręcił się na dobre - przyczynił się
do tego bardzo energiczny set, bardzo dobry kontakt z publiką (”Dobra.
To napierdalamy!”). Oprócz repertuaru własnego kapela uraczyła nas
coverem utworu Vodka Korpiklaani - w pierwszej chwili miałem bardzo duże obawy, mając w pamięci wiosenną edycję FMC,
po chwili jednak przekonałem się, że były one niesłuszne. Wprawdzie
instrumenty ludowe zostały zastąpione keyboardem i brak było odtwórstwa
historycznego w strojach muzyków to czuć było folk metal na milę :P Występ zdecydowanie na plus :)
Kolejnym zespołem był Netherfell…
obawiałem się tego występu… i niestety w tym przypadku obawiałem się
słusznie. Od poprzedniej edycji FMC na lepsze nie zmieniło się nic.
Nadal rażą sample puszczane z laptopa, coreowy wizerunek i słaby wokal.
Przy czym nie jestem sam w tym osądzie - dało się słyszeć negatywne
opinie wśród publiki, która uległa wyraźnemu przerzedzeniu tuż przed tym
jak Netherfell zaczął grać. Pomijając pogujących pod sceną, dość spora
część tych, którzy zostali na sali nie sprawiała wrażenia zachwyconych
występem. Tym razem nie uświadczyliśmy widoku wokalisty hasającego
pod sceną ponieważ skręcił kostkę kilka dni wcześniej… a zawsze takie
akcje odbieram pozytywnie :) Również kolejne zmasakrowanie Luxtos nie
pomogło w pozytywnym odbiorze ich wyczynów (chociaż trzeba przyznać, że
jakby troszkę lepiej im jednak idzie ten cover). Podsumowując -
zdecydowanie najsłabszy występ tego wieczoru.
Na zakończenie wystąpiła gwiazda wieczoru - GRAI i…
cóż to był za koncert! Już w pierwszych minutach zrekompensował mi i
pewnie nie tylko mi, trud czekania i przeżycia koncertu Netherfell ;P O
ile młyn pod sceną nikogo nie dziwi, o tyle nie często zdarza się żeby
praktycznie cały klub “chodził” - było skocznie, wszystko tirlało pirlało
(dzięki Aliji) a potrójny zaśpiew dodawał niepowtarzalnego klimatu. Na
scenie szalała Irina - prawdziwy wulkan energii - gdyby klub był większy
w hasaniu mogłaby dorównać Mashy z Arkony ;P raz nawet porwała Yuria
(basistę) w tany. Zwykle jednak wraz z Aliyą robiły headbanging, którego
mógłby pozazdrościć niejeden trve metalhead ;]
W kwestii
repertuaru zaprezentowali przekrojówkę twórczości czyli największe
hiciory. Do posłuchania jeden z tych hiciorów właśnie:
Podsumowując: Druga edycji FMC mimo potknięć organizatorskich wypadła
w moich oczach zdecydowanie lepiej. Z pewnością bardzo duża w tym
zasługa GRAI(u/a? nie wiem :P), którego to koncert jest zdecydowanie
więcej wart niż 15zł… Mam nadzieję, że dane mi będzie wpaść na kolejne
wydarzenia spod znaku Folk Metal Crusade tak więc raczej… do zobaczenia! ;)
Tym razem, w ramach odrabiania zaległości, krótko o Sound Like Poland czyli małym festiwalu muzyki folkowej w ramach dużego Festiwalu Skrzyżowanie Kultur. SLP odbędzie się już za kilka dni (23.09) w Warszawie pod Pałacem Kultury i Nauki o godzinie 18:30 - wstęp wolny ;)
A wystąpią: Psio Crew - dziewięcioosobowy kolektyw z Bielska-Białej, grający eksperymentalny, góralski folk wymieszany m.in. z drum’n’bassem, hip-hopem, beatboxem, powraca po kilkuletniej przerwie! Jeśli ktoś kojarzy Goorala to w sumie jest w domu bo to jego rodzima kapela :)
Na prawdę zajebista kapela i w sumie przede wszystkim na nich się wybieram ;)
Do posłuchania:
Muzykanci - wszechstronny zespół, w którego skład wchodzą dwa małżeństwa ;) Repertuar mają dość szeroki - od klimatów polskich i łemkowskich, przez węgierski i bałkański folk, aż po muzykę cygańską i żydowską. Nie obce jest im granie ani na festiwalach, ani na weselach ;P
Do posłuchania - piosenka z mojego rodzimego Mazowsza:
Maciej Filipczuk & Goście Weselni - czyli tradycyjne, skoczne, proste polki i mazurki. W sam raz na wesele lub festiwal folklorystyczny :)
Do spróbowania:
Banda Nella Nebbia - folki (głównie wschodnie) w sosie jazzowo-rockowym z dodatkiem improwizacji. Jak dla mnie to całkiem spoko ;)
Cukunft - kolejny mix jazzu z muzyką ludową, tym razem żydowską. Repertuar zespołu to zarówno kompozycje dawne jak i własne utwory, które powstają w oparciu o badania muzykologiczne i socjologiczne. Jeśli ktoś zastanawiał się jak brzmiałaby współczesna muzyka żydowska gdyby nie wojna to prawdopodobnie ma odpowiedź (a przynajmniej tak mniej więcej twierdzi założyciel zespołu Raphael Rogiński :P ).
Ola Bilińska - Berjozkele - ponownie klimaty żydowskie tym razem jednak bez szaleństw - projekt Berjozkele to tradycyjne, przedwojenne pieśni jidysz we współczesnych aranżacjach. Muzycznie to szeroko pojęta alternatywa - trochę ambientu, trochę lekkiej gitary, trochę czuć indie/altern popem ;)
Do posłuchania (i zakupu) na bandcamp:
Kayah - chociaż niektórym Kayah kojarzy się głównie z popem to nie da się ukryć, że ma dość mocno ugruntowaną pozycję również na scenie szeroko pojętego folku czy world music. Na SLP zaprezentuje repertuar projektu Transoriental Orchestra czyli mix klimatów żydowskich, słowiańskich i perskich w niekiedy lekko jazzujących aranżacjach. Do posłuchania na Spotify:
Poza koncertami w środę odbędą się warsztaty itp. - więcej info na stronie Festiwalu Skrzyżowanie Kultur.
Kampania wrześniowa zakończona powodzeniem więc można spokojnie nadrobić zaległości na blogu ;) Na
początek - Summer Fall Festival w Płocku, który odbył się 5.09 (dziwnym
trafem - w ostatni weekend przed sesją poprawkową na UŁ :P )
Na
wstępie muszę nadmienić, że płocczanie mają naprawdę zajebistą
miejscówkę na letnie festiwale muzyczne. Scena na plaży, Wisła będąca
zarówno miłym dla oka tłem jak i naturalnym wzmacniaczem dźwięku,
mnóstwo naturalnych miejsc siedzących z bardzo dobrym (przynajmniej do
czasu zachodu słońca :P ) widokiem na scenę na zboczach terasy
nadzalewowej…
Ale do rzeczy - do Płocka dotarłem wcześniej niż zakładał plan - połowę koncertu punkowej kapeli Reszta Pokolenia odsłuchałem podczas zwiedzania starówki. Wszystko spoko tylko na zamek mi się nie udało dostać bo zamknięty (przed czasem)…
Koncert Lipali wypadł
w moich oczach bardzo słabo - odbębniona chałtura na miejskiej
imprezie, bez polotu, z jakimiś “krzywymi” tekstami między piosenkami
(”…widocznie macie lepszy gust muzyczny niż poczucie humoru.” o.O) -
zdecydowanie nie podobało mi się.
Następny w kolejce Alastor wypadł zdecydowanie lepiej. Energiczny występ, w przerwach dowcip lepszy niż u Lipy. Polecam ;)
Luxtorpeda to
w sumie klasa sama w sobie ale im też zdarzają się gorsze dni. W Płocku
widziałem ich po raz siódmy i w porównaniu do poprzednich gigów, ten
wypadł raczej średnio - zakończony “Hymnem” zamiast tradycyjnego
“Autystycznego”, bez żadnych bonusów w postaci “Kombojów” czy Franka
Kimono. Cóż, taki urok darmowych festiwali :P Closterkeller natomiast to zupełnie inna bajka - na płocki festiwal przygotowali specjalny koncert jubileuszowy 20-lecia wydania płyty Scarlet, którą to zagrali od deski do deski. Na scenie oprócz zespołu pojawiła się zrywająca pajęczyny tancerka oraz pers (nie arab!) Jahiar Azim Irani grający na santur (takich
perskich cymbałkach :P). Ogólnie muzycy dali z siebie wszystko a Anja
Orthodox udowodniła, że mimo pięciu dych na karku nadal jest jedną z
najlepszych wokalistek rockowych w Polsce ;) Dodatkowo cały występ był nagrywany i jesienią zostanie wydany wraz z remasterem Scarlet w dwupłytowym boksie. Również na jesień Anja zapowiedziała trasę, na której można będzie usłyszeć set złożony z płyt Scarlet i debiutanckiego Purple z okazji 25 lecia wydania. Lacuna Coil również dała bardzo dobry występ. Wprawdzie nie przeskoczył nad wysoko podniesioną przez Closterkeller poprzeczką ale pozostali godnymi highlightami festu. Zagrali większość hitów, których posłuchać można na Spotify a jedynym mankamentem były odrobinę za ciche wokale (zwłaszcza Cristiny) ;)
Czyli jak dla mnie - największa gwiazda festiwalu ;)
Na
koncert Obscure Sphinx wybieram się już od dłuższego czasu. Właściwie
odkąd pierwszy raz usłyszałem “Lunar Caustic” (a było to na początku
stycznia ‘14) wiedziałem, że muszę zobaczyć ich na żywo ;)
Niestety
przez przeciwności losu taka możliwość ominęła mnie chyba ze 4 razy.
Swoją drogą, jeśli wierzyć archiwum last.fm, to OS ostatni raz w Łodzi
grało w 2012 roku… Oj, nie ładnie, Sfinksy, nie ładnie!
Tworzą
niezwykle mroczny i ciężki post/doom/sludge metal. Nagrali do tej pory
dwie znakomite płyty, obie można (a nawet trzeba) odsłuchać na Spotify.
Cóż więcej rzec? Nic tylko słuchać i przychodzić tłumnie na koncert! ;)
Spoti:
Dodam jescze tylko, że aktualnie jest to mój najulubieńszy polski zespół :P
Na
koniec został mi jeszcze Minetaur - będący miksem
Stoner-Death-Groove-Sludge Metalu. Nie przypadkowo zestawiłem go z
Obscure Sphinx - otóż na ostatnim wydawnictwie pt. “We Take It
Seriously“ gościnnie udzieliła się Wielebna. Byłoby niezwykle miło
zobaczyć i usłyszeć ich wspólny występ ;) Zdjęcie zespołu Obscure Sphinx by Oskar Szramka. http://dafaqenestracja.tumblr.com/ - nowy adres bloga
Ostatnio pisałem o pożegnaniu lata w Płocku, dziś chciałbym
przedstawić kapele, które żegnać lato będą w Aleksandrowie Łódzkim na
VII edycji festu Summer Dying Loud.
Przy czym w przedstawianiu tym skupię się na drugim dniu, ponieważ najprawdopodobniej tylko na nim się pojawię ;)
Bitchcraft -
poznański stoner/doomowa kapela otwiera zarówno to zestawienie jak i
drugi dzień festiwalu. Jest ciężko, jest wolno, jest klimatycznie. Czy
można chcieć czegoś więcej? Może tylko innej godziny w lineupie bo ok.
14 tłumów pod sceną raczej nie ma co się spodziewać…
ToteM -
kolejny, po Bitchcraft, i nie ostatni zespół z niewiastą na wokalu -
tym razem do czynienia mamy z naprawdę solidnym melodyjnym
death/thrashem. Dla mnie pozycja obowiązkowa ;)
Terrordome - niezwykle szybka fuzja thrashu i hardcore, czyli crossover thrash. Zapowiada się niezły młyn pod sceną :P
Ich twórczość można obadać na bandcampie, oficjalnej stronie (free stuff included) lub na JuTjubie:
Frontside -
po ostatnich zmianach stylistycznych mam mieszane uczucia względem tego
zespołu… widziałem ich na żywo kilka lat temu i mam nadzieję, że
koncertowo nie stracili pazura ;)
Moskwa -
w niektórych kręgach legenda undergroundowego punk rocka. Pierwotnie
zespół został założony w 1983, obecny skład funkcjonuje od 2012 i
prezentuje się mniej więcej tak:
Wprawdzie ja wolne mam jeszcze przez jakiś miesiąc ale już za niespełna
dwa tygodnie wybieram się na końcowo-wakacyjną IV edycję Summer Fall
Festival do Płocka - jak na darmową, miejską imprezę skład prezentuje
się całkiem zacnie ;)
Omawianie zespołów wprawdzie powinienem zacząć od sugerowanych przez organizatorów headlinerów ale…
z całego składu najbardziej jara mnie Closterkeller, zwłaszcza, że w Płocku mają grać całą Scarlet z okazji 20-lecia wydania tejże płyty ;)
Dalej ich chyba nie ma sensu przedstawiać więc tylko sypnę klasykiem:
Nawiasem przyznam się, nie bez wstydu, że będzie to mój pierwszy koncert Closterkellera… Lacuna Coil
- włoski przedstawiciel “mainstreamowego”, raczej lekkiego metalu o
gotyckim zabarwieniu, à la Within Temptation. Nie słucha się tego źle
więc nawet nie będąc fanem (tak jak ja) warto się wybrać, tak czysto po
polsku “bo za darmo” ;P
Luxtorpeda -
nie wiem czy w Polsce da się jeszcze znaleźć jakąś osobę słuchającą
szeroko pojętej muzyki cięższej, która nie słyszałaby o Luxach, więc
wrzucam tylko poglądowo mój ulubiony kawałek i jadę dalej :P
Lipali -
czyli takie Illusion bez “Illusionowego” pazura. Z jednej strony zespół
jest całkiem spoko, z drugiej wydaje mi się pozbawiony wyrazu, jest
Lipa i w sumie nic poza tym…
Alastor -
kolejna kłopotliwa kapela. Z jednej strony - weterani polskiego thrashu
(rocznik ‘86) a z drugiej - brzmią tak trochę “rzemieślniczo”. Mam
nadzieję, że na żywo zrobią większe wrażenie niż na klipie.
Na koniec zostały mi Wilki.
Zespół Gawlińskiego każdy mniej lub bardziej ale zna i wie, że nie
tylko Baśka miała fajny biust ale też Syn Błękitnego Nieba o.O jeszcze
nie jestem w 100% pewien czy zostanę zobaczyć ich koncert ale nawet
jeśli nie to myślę, że nie stanie się nic :P